Że nienerwowi, to fakt, ale piją jak Słowianie, a może i lepiej. Może zimno – i dlatego. Ale na południu Finlandii klimat w zasadzie jak i po drugiej stronie Bałtyku. Rząd fiński rozwiązał (a przynajmniej spróbował) i ten problem. Prohibicja. Czy coś takiego ma w ogóle szanse zaistnieć w XXI wieku, w cywilizowanym, demokratycznym kraju? Jak widać – może. W spożywczym sklepie z alkoholi, kupić można jedynie piwo. "Jedynie" to może nie najlepsze słowo, bo akurat zakup jednej butelki, czy puszki, graniczy z cudem. Kto by przecież kupował jedno piwo (sic!)… Dlatego sprzedawane jest w 6-10-pakach. Tak oto wygląda prohibicja po fińsku. I takim to sposobem trudno w tym kraju znaleźć dwa miejsca – Alko i kościół. A że Finowie i tak piją jak drwale – to wiem na pewno. Nie przypadkowo jedno z pierwszych słów, jakie poznałam w Finlandii to krapula - kac.
I tu chyba znaleźć możemy tą nić porozumienia – cienką, bo cienką. To wskazuje na nasze wspólne niemal, słowiańskie korzenie. Język co prawda ugrofiński, ale północno-wschodnie wędrówki, podobne. Stąd podobne zamiłowanie do alkoholu.
Ale nie dajcie się zwieść – Helsinki widziane okiem turysty za dnia, to zupełnie inne miejsce, niż miasto nocą. Polak do kieliszka potrzebuje poczucia wspólnoty (współwiny? pół-wina?). "Pij! Ze mną nie wypijesz?!" Finlandia o dziesięciokrotnie mniejszym zaludnieniu, nie wymaga aż takich rytuałów. Choć nie popadajmy w paranoję – to przecież w dużej mierze alkohol pomaga Finom przełamać lody (nie tylko pierwsze, bo kto jeszcze pamięta pierwsze lody tej zmarzłej krainy). A fińskie serca bywają mocno zmrożone, choć wewnątrz pulsują ciepłymi uczuciami.
I tak Helsinki o zmroku pulsują życiem dyskotek, klubów i barów. A w nich atmosfera niemalże środkowoeuropejska – znajomości nawiązuje się łatwo.
Pięćdziesięcioprocentowa Koskenkorva rozluźni każdego – niezależnie od preferencji muzycznych i seksualnych. A kto się jeszcze waha – czarna wódka z mlekiem rozmiękczy każdego. Helsinki o północy pulsują gwarem przymroczonych wesoło alkoholem imprezowiczów w różnym wieku, przemieszczających się po centrum w poszukiwaniu innego klubu, albo pospiesznie wjeżdżających na ulicę wózków Snägäri serwujących ciepłe gluty warzywno-mięsne, typu lihapiirakka. Po kilku godzinach niestety, te wesołe towarzystwo, nie znając umiaru w piciu, równie sprawnie usuwa te nadtrawione smaki, na ulice stolicy. I tak co weekend. Nie licząc keskivikko. To "mały piątek" (połowa tygodnia) na pociechę dla niecierpliwych. W górę serca! Weekend już wkrótce, a kilka piwek w środku tygodnia nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
* "kieli" to po fińsku "język"
<< poprzedni artykuł | następny artykuł >>